niedziela, 29 lipca 2012

chapter one.

Elizabeth
Westchnęłam, lekko podnosząc się do pozycji siedzącej. Wygładziłam lewą dłonią białą bluzkę, a prawą przeczesałam kosmyki moich rudych włosów. Podążyłam wzrokiem na ścianę, która była pomalowana na odcień wrzosu i popatrzyłam się na kalendarz, wiszący na niej. 
7 marzec, 2011. 
To już ponad trzy miesiące. Ponad 12 tygodni. A wszystko pamiętam jakby to było wczoraj.
- Nasza kariera nabiera tempa. Nie mam czasu na związek. To koniec, wybacz.- powiedział na jednym wydechu nauczonej na pamięć formułki. Ostatni raz spojrzał mi w oczy, po czym odwróciwszy się na pięcie, zostawił mnie.
To tak cholernie bolało. Nie, stój, wróć. To nadal tak cholernie boli.
Minęło już tyle czasu, a ja nadal nie wiem, jaki był tego prawdziwy powód. Nie wierzę, że to przez karierę. On taki nie był, nie zrobiłby tego. 
A może po prostu mu się znudziłam? Najpewniej tak. 
Już znalazł sobie nową ukochaną, która jest utalentowana i ma cel w życiu – piękna, długonoga brunetka z burzą kręconych włosów na głowie, niejaka Danielle Peazer. Tancerka z programu, któremu chłopcy zawdzięczają karierę. 
Nie mamy z nimi kontaktu. Śledzimy ich losy przez Internet, tylko tyle. 
Przetarłam mokre policzki, po których zaczęły spływać słone łzy. Pociągnęłam nosem, biorąc do ręki mój telefon. Tapeta nadal taka sama. Nie odważyłam się jej zmienić. 
Ja i on. 
On mnie obejmuje silnym ramieniem, a ja całuje go w policzek. 
Uśmiechnęłam się przez łzy i pogładziłam kciukiem jego twarz.
Był taki zawsze perfekcyjny. Zabawny, uroczy, odpowiedzialny, troskliwy, romantyczny. 
Idealny.
Był moim chodzącym ideałem.
Czy istnieje prawdziwa, bezbolesna miłość? 
Kiedyś śmiało odpowiedziałabym, że tak. A teraz zaczynam wątpić. 
Podkuliłam nogi, opierając brodę na kolanach, które oplotłam ramionami. 
Taka właśnie jestem. W towarzystwie roześmiana, odważna, a gdy zamknę się w pokoju, bez nikogo, zachowuję się dokładnie tak jak moja młodsza siostra, Vivianne. Mam dwa oblicza, taka prawda. Raz wieczna optymistka, a potem zamknięta w sobie marzycielka. 
Wypuściłam z ust powietrze i powoli wstałam z łóżka. Podeszłam do drewnianego okna i odsłoniłam szare zasłonki, na których gdzieniegdzie można było dostrzec srebrne, mieniące się w świetle nitki. 
Toskania. 
Czy na tej Ziemi istnieje piękniejsza kraina geograficzna, niż ta, we Włoszech? 
Raczej nie. 
To właśnie tu uciekłyśmy z Londynu. Ja i Vivianne. Rodzice podarowali nam trochę pieniędzy i zakupili domek. Przeniosłyśmy się tu, żeby odreagować i wypocząć. Cel nie za bardzo został osiągnięty. Niebawem musimy wracać do stolicy Anglii, aby udać się na studia. 
Spojrzałam na taras, na którym siedziała brunetka. Jej włosy były spięte w koczka, z którego wychodziło parę blond końcówek, miała na siebie narzucony wełniany koc i siedziała na bujanym fotelu przy drewnianym stole. W prawej dłoni trzymała książkę z niebieską okładką i była zajęta czytaniem lektury. 
Ona też ostatnio dużo przeszła. Po zerwaniu z Louis’em, który tłumaczył się tak samo jak Liam i teraz również ma nową dziewczynę, wpadła w lekką depresję. W sumie, ze mną nie było lepiej. Ale jako starsza siostra udawałam, że wszystko jest w porządku i opiekowałam się dziewczyną. Zawsze miałyśmy dobry kontakt ze sobą. Tak przynajmniej mi się wydaję. Vivianne zajmuje specjalne miejsce w moim sercu. Obok niego i pozostałej czwórki - Harry, Louis, Niall i Zayn. Najlepsi z najlepszych.. no cóż, przynajmniej tacy byli.
Postanowiłam wyrzucić ich z moich myśli i udało mi się. Po chwili, spokojnym krokiem zmierzałam do Vivi, przypomnieć jej o jutrzejszym dniu, w którym opuszczamy słoneczne Włochy i wracamy do Anglii. 
Uklęknęłam przy siostrze i położyłam jej moją ręką na ramieniu. Podniosła na mnie swoje piwne tęczówki i uśmiechnęła się lekko. 
- Co czytasz? – zagadnęłam, zaglądając dziewczynie przez ramię, by dostrzec tytuł książki.
- Nic takiego. – mruknęła, spoglądając na lekturę i podając mi ją.
- Kwiaty na poddaszu. – stwierdziłam, czytając tytuł. – Znam ją, całkiem interesująca.
- Tak, to od ciebie ją pożyczyłam, a raczej wzięłam sobie. – powiedziała, chichocząc lekko.
- Wiedziałam, że gdzieś mi zginęła.. – mruknęłam pod nosem, czym jeszcze bardziej rozbawiłam Vivianne. – Wiesz co jest jutro? 
- Środa. Wracamy do Londynu. – szepnęła i spuściła wzrok.
Kiedykolwiek zaczynamy temat o powrocie do domu Vivi od razu smutnieje. Rozumiem ją, czuję dokładnie tak samo.
- Hej, Viv. – mruknęłam, spoglądając na siostrę. – Będzie dobrze, musi być. – dodałam przytulając dziewczynę. – Mamy siebie, pamiętasz?
- Jak mogłabym zapomnieć? – uśmiechnęła się delikatnie, a ja zobaczyłam łzy, zbierające się w kącikach jej oczu.

Vivianne
- Vivs, wyciągnij spod łóżka swoje walizki i zacznij się pakować!
Eh. Nadal nie mogę uwierzyć, że już musimy wracać. Co więcej, nie chcę wracać. Strach przed spotkaniem Louisa dosłownie zwala mnie z nóg, mam ochotę uciec od wszystkich. Trzy miesiące. Tyle minęło gdy odszedł. Mówił, że robi to dla dobra Jego i chłopców kariery. Co z tego, skoro po jakimś czasie przyznał się, że jest z Eleanor Calder, która widząc w trends na Twitterze moje i Lou imię, napisała do mnie niemiłe wiadomości? Nic.
Westchnęłam cicho i ukucnęłam przy łóżku, chcąc wyciągnąć dwie zielone walizki. No tak, jest i jeszcze moja siostra. Ją też chłopak zostawił, jednak ona się jakoś trzyma, nie to co ja. Kiedy już mam ochotę wyjść z tego dołku, myśl o Tomlinsonie nie pozwala mi na to. Zepsuł wszystko. 
Tak bardzo Cię kocham, Louieh. Proszę, wróć. 
Wycierając dłonią policzki mokre od łez, drugą otworzyłam pierwszą walizkę. Zaczęłam wrzucać ciuchy, zastanawiając się, co zrobić z bluzkami na ramiączkach. Nigdy w życiu nie założę ich w Londynie. Gdy miałam wejść do łazienki i spakować wszelkie kosmetyki, żele i maszynki, zadzwonił mój telefon. Widząc kto dzwoni złapałam się za drewnianą komodę, która stała obok drzwi do łazienki.
- Halo?- zapytałam cicho mając w gardle wielką gulę.- Niall?
- Viv? Boże, tak się cieszę, że wreszcie Cię słyszę- powiedział Horan, szczęśliwy jak nigdy. 
- Ja też, Niall- uśmiechnęłam się lekko podchodząc do okna. Przygryzłam wargę, obserwując grupkę dzieci bawiących się w zbożu. Tak bardzo się cieszyłam, że wreszcie któryś z nich się odezwał. W przypadku Nialla, wiedziałam to od razu. Mój najlepszy przyjaciel. 
- Słuchaj... jak się czujesz?
Mój uśmiech zbladł. Wiedziałam, że kontaktował się z Liz, nie wahałby się. 
- Bez zmian- szepnęłam czując zbliżające się łzy.- A co u Niego? Jest szczęśliwy? 
Od trzech miesięcy Jego imię nie przechodzi mi przez gardło. Po prostu nie potrafię. Szczerze mówiąc to nawet nie wiem dlaczego zapytałam o to Nialla. 
- Wiesz... pewnie Ci to nie pomoże, ale moim zdaniem, Liam jest szczęśliwszy z Danielle. Louis chyba wciąż nie może o Tobie zapomnieć, on... on nadal nie zdarł Waszych zdjęć ze ściany, przez co Eleanor codziennie ma do Niego pretensje. Oni nadal Was kochają. 
- Nie, Niall- zaprzeczyłam uśmiechając się blado, raz po raz ścierając łzy kciukiem.- Oni już nie wrócą, przecież mają swoje dziewczyny, to jest po prostu niemożliwe.
- Czy Ty słyszałaś co przed chwilą powiedziałem? 

- Tak. 
- Uwierz mi, Vivs, jestem przy nich codziennie i widzę co się z Nimi dzieje. 
- Eh, no okay.
- Kiedy wracacie do Londynu?- Boże, tylko nie to. Błagam. 
- Uhm... Jeszcze nie wiemy- utkwiłam wzrok w walizce zaczesując grzywkę za ucho. Kłamczucho! 
- Chciałbym się z Wami spotkać, nawet nie wiesz jak bardzo- usłyszałam zapłakany głos Horana. 
- Obiecuję, że gdy tylko znajdę się w akademiku, oddzwonię, okay? Proszę, nie płacz- uśmiechnęłam się lekko słysząc pociąganie nosa przyjaciela. 
Problem w tym, że ja nie chcę się z Nim spotkać. Nie chcę znowu do tego wracać. 
- Niall, muszę kończyć- mruknęłam wchodząc do łazienki.- Dziękuję, że się odezwałeś, nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo za Tobą tęsknię. Za wami. 
- My za Tobą też Vivs, trzymaj się tam i pilnuj siostry! Do zobaczenia. 
I tyle Go słyszałam, był tak zapłakany, nawet nie poczekał na moją odpowiedź... może jednak warto się spotkać? 
- Vivianne, ile można Cię wołać?! Chodź mi pomóc z tymi walizkami!
- No idę już, idę...
Samodzielność i moja siostra to dwa odległe światy... 
~*~
jest, wreszcie, wspólnymi siłami napisałyśmy rozdział, o tak! :D
podoba się? :)
tak do uściślenia, pierwszą część pisała Girl, ja drugą :) 

9 komentarzy:

  1. podoba mi się bardzo pierwszy rozdział :)
    mam nadzieję, że inne będą równie dobre jak ten! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się spodobało :) z niecierpliwością czekam na więcej, proszę, dodajcie następny rozdział jak najszybciej! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Uh, szczerze wiem iż to fikcja, ale moja nienawiść do El osiągneła wyższy poziom. (Tak, nie nawidzę jej, i tak wiem, zaraz polecą hejty.) Strasznie mi szkoda TYCH dziewczyn.. Nic nie zrobiły.. A Liam, taki idealny a kurde grrr. Jestem na niego oficjalnie zła. Piszecie świetnie, bardzo mi się podoba :) Czekam na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Może to troszeczkę dziwne, ale wręcz uwielbiam takie smutne historie o nieodwzajemnionej albo straconej miłości - jakoś łatwiej jest mi wczuć się w postać zranionej przez los bohaterki, niż pewnej siebie, która owija sobie każdego chłopaka wokół palca. Rozdział jak najbardziej mi się podoba i przeczytałam go z niemałą przyjemnością, czując ogromny niedosyt i żal, że pochłonęłam go tak szybko. Byłabym wdzięczna za informację o kolejnych częściach, czy to na gg: 34112205 czy na tt: @veranity_

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział ... Czekam z niecierpliwością na kolejny .. Jestem bardzo ciekawa co będzie w Londynie .. *_*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam, podoba mi się! Lubię smutne historie. Jeśli możesz informuj mnie o nowych rozdziałach. Zapraszam także do siebie: come--back--to--me.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest super. Kocham czytać blogi o zranionej miłości a ten zapowiada się naprawdę świetnie ; ). Zapraszam również na swojego bloga --> http://www.1donebandonedreamonedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominuje Cię do Liebster Award : )
    http://theydont-know-about-us.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń